Herold Pustki
W rozszerzeniu Herold Pustki nie wprowadzono nowej kampanii. Jednak szczątkowa fabuła została zaprezentowana przez oficjalne opowieści, towarzyszące prezentacją nowych bohaterów. |
„Ponownie złe wieści... Jesteśmy już w niekomfortowej sytuacji, a teraz ta Dhamiria może wymagać więcej uwagi, niż przewidywaliśmy.” - odrzekł Noboru.
Jego szpiedzy siedzieli skuleni przed nim oczekując odejścia swojego mistrza. Noboru zamamrotał do siebie przebiegając palcami wzdłuż planszy Tyrago i przesuwając wozy oraz żołnierzy z obu stron. Bez patrzenia odtwarzał najbardziej skomplikowane strategie znane w Imperium. Znał je wszystkich na pamięć.
„Ty” - rzekł wskazując jednego ze szpiegów - „Wracaj do posiadłości Dhamirii i czekaj na dalsze rozkazy. Reszta z was uda się ze mną do Księstwa Gryfów. Bohaterzy Ashan są w ruchu.”
Gdy szpiedzy przygotowali się do wymarszu, wiatr zakołysał ścianami namiotu Noboru i podniósł je wystarczająco, aby odsłonić wschód słońca. Mistrz szpiegów zatrzymał się obserwując jak światło słoneczne powoli przedziera się przez ciemności nocy.
Choć szanował on swoje korzenie i nauki Shalassa, Noboru szczerze wierzył, że prawdziwa równowaga polega na kompletnej kontroli obu przeciwnych biegunów. Wyruszył, aby opanować mistrzostwo prawdy Światła oraz zagadki Ciemności i stać się jednym z najbardziej doświadczonych szpiegów Ashy. Każdy wschód i zachód Słońca przypominał mu, że równowaga jest zawsze możliwa, ledwo osiągalna nad linią horyzontu.
Tym razem Naboru uznał, że to znak, że cykl zdarzeń został już wprawiony w ruch. Rozkazał swoim szpiegom wyruszyć, a sam podniósł swoją laskę. Na chwilę spojrzał na planszę, po czym ponownie na horyzont.
„Już prawie czas...”
Przez chwilę podejrzewaliśmy, że Dhamiria, wyjątkowo uzdolniona Czarodziejka Żywiołów, współpracowała z bandą Czarodziejów Renegatów starając się przywołać Demony, lecz okazuje się, że podejrzenia te były dalekie od prawdy. Dhamiria to Sukkub.
Kilku Czarodziejów wygnanych z Siedmiu Miast oskarżonych o bycie Czarnoksiężnikami szukało spokojnego miejsca do prowadzenia swoich magicznych badań i grupa ta została w pewien sposób zwabiona do zawalającej się Posiadłości przez uwodzicielską Dhamirię, która przebudowywała ten duży majątek odziedziczony po swojej prestiżowej rodzinie. Obiecała im udzielić porad i chronić ich przed zewnętrznymi siłami, podczas gdy będą oni studiować siły Chaosu. Jest możliwe, że ujawniła przed nimi swoją prawdziwą tożsamość, aby udowodnić jej niepodważalną wyższość w sztukach Chaosu. Choć wywiązała się ona ze swej części umowy, cena była wysoka. Niektórzy uznali nawet, iż była ona zbyt wysoka i próbowali ucieczki, ale Demon dał im jasno do zrozumienie, że nie mają takiej opcji.
Nasi szpiedzy donieśli, że wraz mijającymi miesiącami eksperymentów Czarodzieje stawali się coraz bardziej sfrustrowani swoimi wysiłkami, aby zadowolić swoją nową mistrzynię. Dhamiria nigdy nie była zadowolona i systematycznie lekceważyła ich jako niekompetentnych, niezdolnych do opanowania sztuki chaosu, kiedy ona sama przywoływała Demony bez najmniejszego wysiłku. Jeden z Czarodziejów oszalał z frustracji, ponieważ systematycznie, codziennie niszczyła jego dzieła każdego wieczoru, tuż przed kolacją.
Śledziliśmy Dhamirię aż do jej pokoi i podsłuchaliśmy ją mruczącą do siebie o granicy wytrzymałości umysłu. Wtedy wszystko stało się jasne. Czarodzieje sami byli eksperymentem. Cały ten czas Dhamiria prowadziła jej własne pokręcone badania nad nieszczęsnymi magami spychając ich tym na skraj szaleństwa.
Początkowo obawialiśmy się sojuszu pomiędzy Dhamirią a zakazaną szkołą wygnanych Przywoływaczy Demonów, ale wygląda to, że istnieje bardzo małe prawdopodobieństwo, że jest to prawdą. Ona wykorzystuje ich do jakichś bardziej przerażających celów. Imperium powinno uważać, aby nie skrzyżować ścieżek z tym pięknym Sukkubem... jest ona zdecydowanie zbyt sprytna dla kogokolwiek dobrego.
Wszystko umiera. A w naszym fachu niektóre rzeczy umierają więcej niż jeden raz...
Nie jestem specjalnie religijny i od podążania za Pajęczą Królową wolę stąpanie po śladach genialnych umysłów... Archon Belketh miał rację. Jeśli będziemy sumienni, ochrona Siedmiu Miast może zostać osiągnięta. Moje oddziały są nadal Nieumarłymi, lecz nadejdzie dzień, gdy będą w stanie wytrzymać ogień i władać ogniem.
Istnieją kierunki, których należy się wystrzegać... i Chaos jest jednym z nich. Upodobanie Dhamirii do destrukcji sprawiło, że stało się to dla mnie jasne. Nie powinniśmy wściekać się na nią za te porażki, winniśmy być wściekli na własną niekompetencję! Jak jednak możemy mieć nadzieję, że uda nam się udowodnić swoją wartość, skoro pojedynczy Demon potrafi zniweczyć tygodnie naszej pracy.
Znalazłem rannego Orka zagubionego onegdaj w tych lasach. Zachowałem go dla siebie. Zabiłem go oczywiście... Później jednak wskrzesiłem go z martwych i wykorzystałem jako tarczę strzelniczą. Nigdy wcześniej nie miałem okazji rzucić na nikogo kuli ognia. Przywracałem go już chyba ze sto razy od tamtego czasu... Przeklęty kundel cierpi, ale powinien być szczęśliwy, że jego nędzne życie przysłużyło się wyższemu celowi.
To jest to, czym powinniśmy się zająć: byciem wyjątkowo skutecznymi w naszym rzemiośle. Wymaga ono zrozumienia zarówno tego, co niszczy, jak i tego, co sprawia, że stajemy się Nieumarli.
Wszystko musi umrzeć więcej niż raz...
Pokonany Porucznik czuł się bezsilny siedząc na swym koniu. Tysiące włóczni skierowanych było prosto w stronę jego gardła i z pewnością niektórzy centaurowie nadstawiali także swe łuki. Frustracja była wciąż zauważalna na jego twarzy. Jakim cudem te orki mogły pokonać jego kawalerię tak łatwo?
Prowadzony był do Szamana. Rozpoznał jego twarz w czasie walki. Ork stacjonował wysoko powyżej pola bitwy dyrygując centaurom oraz Czarnej Czaszce. Wydawało się, że jego polecenia wydane tak lekko ułatwiły to wszystko, nigdy bowiem nie widział swojej kawalerii otoczonej tak szybko.
„Zejdź ze swego wierzchowca i przyjdź do mnie.”
Porucznik Griffin powoli zsiadł z konia starając się zachować pewną odległość od licznych włóczni skierowanych jeszcze w jego kierunku.
„Wybacz nasze maniery Lordzie Griffin, ale zaatakowałeś nas pierwszy. Myślę, że włócznie będą konieczne do końca twego pobytu tutaj. Mam na imię Zardoc, zrobisz dobrze, jeśli to zapamiętasz.” - powiedział szaman z dziwnie przyjemnym uśmieszkiem.
„Nie jesteśmy wrogami, ty i ja. Jak rozumiem jesteś tu ze względu na wydarzenia Pustki, które miały miejsce w górach, czyż nie?”
Żołnierz nie odpowiedział, ale był zaskoczony wspomnieniem o Pustce.
„Potrzebne ci będzie zezwolenie od nas na wędrowanie przez nasze ziemie ze swoją armią. Masz moją zgodę, lecz będziesz przez nas eskortowany.”
Zardoc poprowadził żołnierza z powrotem do jego konia.
„Powiedz swym panom, że wybaczamy ten błąd, przynajmniej na teraz. Szczęśliwie dla ciebie żaden Ork nie umarł tego dnia.”
Mały płomyk tańczył wokół palców Alii, gdy dodarła ona do pobliskiej pochodni. Delikatnie nakazała mu rozświetlić ściany pokoju. Stała nad rannym żołnierzem. Zamkowe sale były ich pełne ostatnimi czasy.
„Czas zmienić bandaże.” - powiedziała matczynym głosem.
Żołnierz jęknął z bólu zaskoczony, lecz z radością usiadł. Anioły zwykły używać zaklęć do leczenia ran. Alia była jednak inna; dbała o kontakt ze swoimi ludźmi. Tak jakby chciała, aby dzielili oni z nią swój ból.
W chwili, gdy zaczęła czyścić rany biednego mężczyzny, w jej stronę ruszył dumny Porucznik Griffin.
„Chciałaś mnie widzieć?”
Jej słodki ton przepełnił się nagle goryczą. Pojedynczym spojrzeniem rozkazała mu odsunąć się i wyjść z sali. Odwróciła się do rannego żołnierza i pomogła mu ułożyć się na łożu.
„Będzie dobrze mężny człeku” - powiedziała z uśmiechem.
Po chwili odwróciła się i z ogniem w oczach zwróciła się do Porucznika wyprowadzając go na zewnątrz.
„Chciałaś...”
„Otrzymałam informację, iż twoje oddziały zaangażowały się w bitwę i zostały pokonane przez grupę Orków Czarnej Czaszki. Twoim zadaniem było zbadanie dziwnych okoliczności, a NIE atakowanie terytorium Orków.” - powiedziała surowo.
„Nie ma wytłumaczenia dla tego rodzaju błędów. Oni wciąż pozostają cennymi sojusznikami, a wedle mej wiedzy, nie ma dowodu, że są do nas wrogo nastawieni. Jesteśmy na krawędzi wojny, której nie rozumiemy i to nie jest odpowiedni czas” - tu wskazała na salę - „aby tracić cennych ludzi.”
„Rozkazy brzmiały jasno. Zbadać incydenty w górach, zostawić Orków w spokoju i zgłosić się do mnie. Nie będę tolerowała dodatkowych strat spowodowanych przez lekkomyślność.” - powiedziała, a jej głos wypełnił smutek.
„Przegrupuję się z wami tak szybko jak tylko będzie to możliwe.”